Tydzień drugi.
Mogę wychodzić z pokoju. Czy to wykorzystuję? Absolutnie
nie. Siedzę w ‘moich’ czterech ścianach i piszę. Nie mam ochoty na integrację z
innymi psychicznymi ludźmi. Nie jestem taka jak oni. Nie mam zamiaru popadać w
depresję. Kiedy idę do mojej terapeutki i mijam ich na korytarzu, a ich twarze
nie mają wyrazu, mam zamiar stąd uciec, tylko po to, aby też się taką nie stać.
Zupełnie jak po praniu mózgu. Ta perspektywa mnie przeraża. Boję się, że jeżeli
zacznę spędzać z nimi czas, to mogę się zarazić, chociaż doskonale wiem, iż
jest to niemożliwe. Nie wiem ile czasu
tutaj spędzę. Psycholog powiedział, że jeśli nie zacznę z nim współpracować, to
nie prędko. Nie chcę rozmawiać o moim jak to twierdzą ‘nałogu’. Nie czuję, abym
była uzależniona. Miewam… przepraszam, miewałam się świetnie kiedy mogłam
zapalić jointa i po prostu odlecieć gdzieś daleko. W naszym świecie to
normalne. rzeczywistość jest tak szara,
nudna i przytłaczająca, że czasami po prostu musimy się od niej oderwać. Wiele
ludzi tak robi, a oni uczepili się akurat mnie. Nie mogli wziąć jakiegoś
początkującego dzieciaka, którego można jeszcze uratować? Tak, sądzę, że nie
uda im się mnie wyciągnąć z tego bagna. Co więcej- graniczy to niemal z cudem.
Już nie raz sama próbowałam rzucić marihuanę, ale coś mi słabo szło. W moim
towarzystwie było to wręcz niewykonalne. Pamiętam mój pierwszy raz. Miało to
być z moją nowo poznaną przyjaciółką, ale się nie stało. Tak to jest schować
zioło do stanika, a potem bawić się ze znajomymi i robić przewroty. Narkotyk
był dla niej tak ważny, że biedna się rozpłakała, kiedy nie mogła go znaleźć.
Przeszukałyśmy cały park, torebki wszystkich dziewczyn i kieszenie wszystkich
chłopaków. Dla mnie nie było to wtedy takie ważne. Kilka miesięcy później,
byłabym w podobnym stanie co Elise. Zielone było moim szczęściem. To był mój
pierwszy niedoszły raz. Wspominałam, że to nawet nie było w moim kraju? No
właśnie. Byłam dwa tygodnie na wakacjach za granicą. Wcześniej Elise opowiadała
mi o rzeczach jakie się dzieją po spaleniu. Byłam tym zafascynowana. Też
chciałam spróbować. Nie udało nam się. Diler wyjechał, a my nie miałyśmy jak
kupić następnego grama. Przetrwałam wtedy. Nie miałam jakiejś wielkiej ochoty,
żeby zapalić. Wróciłam do moich przyjaciół, do mojego kraju. Nigdy moja paczka
nie była normalna. W tygodniu szkoła, a w weekendy ostre imprezy. Nigdy nie
było na nich narkotyków. Co się dziwić mieliśmy zaledwie po piętnaście lat, zależało nam jedynie na dobrej imprezie,
alkoholu i papierosach. Było dobrze. Ale wakacje odmieniły każdego z nas.
Wszyscy oprócz mnie, byli skalani dragami. Trochę głupio się czułam, będąc
jedynym 'świeżakiem'. Mieszkałam sama. Matka się na to zgodziła. Ufała mi. To
przyprawiło ją o zgubę. Niedługo potem przyszła moja przyjaciółka-Nadia ze
znajomym i skrętem. Czemu miałabym nie spróbować? Spaliliśmy narkotyk. Nie
czułam zbytniej różnicy, oprócz napływającego do mojej głowy ciepła. Zupełnie
jakbym miała gorączkę. O nie. Muszę iść do terapeuty. Wzięłabym zeszyt ze sobą
i wezmę. Zawsze wkładam go pod zapięcie stanika. Nikt go nie widzi, ani nie ma
do niego dostępu. Wrócę za godzinę... Nienawidzę tych ludzi i tych spotkań!
Naprawdę wiele wskórała rozmowa tej psycholożki. Czasami się zastanawiam, ile oni
im płacą. Ja na ich miejscu dawno odeszłabym jak najdalej od tego chorego
miejsca. Nie mają dosyć własnych problemów, że zadręczają się tymi innych?
Znaleźli się dobrodzieje. Tylko w moim przypadku coś im niezupełnie wychodzi.
Dla mnie to była jedynie kolejna godzina bezczynnego siedzenia i gapienia się w
zegar. W międzyczasie wspominałam dawne czasy. Wracając do mojego prawdziwego
pierwszego spróbowania narkotyku- nie czułam żadnej różnicy. Widocznie towar
musiał być słaby. Pamiętam drugi raz. Znowu ta sama ekipa. Dodatkowo przyszedł
jeszcze jeden kumpel. Wszystko było okej. Miałam jeszcze przy sobie tabakę.
Poszłyśmy z Nadią do toalety. Wciągnęłyśmy po kresce. Trochę też wypiłyśmy i
było nam już wesoło. Nie wiedziałam czy to wpływ spalenia, czy wódki. Wyszłyśmy
z pomieszczenia, ukrywając rozbawienie. Co by sobie o nas pomyśleli? Byłyśmy od
nich młodsze, nie mogłyśmy dać im tej satysfakcji, że coś nie tak. Musiałam
wracać do domu. Odwieźli mnie, ale jednak nie pod samo mieszkanie. Postanowiłam
przejść kawałek z głównej ulicy do bloku. Był to dla mnie nie lada wyczyn. Ledwo
mogłam wsadzić klucz do dziurki. Po dłuższym czasie udało mi się to. Zmęczona
wykąpałam się i poszłam spać, mimo iż była wczesna godzina, wolałam się wyspać
do szkoły. W tamtym momencie cieszyłam się, że mieszkam sama, nawet jeżeli
miałam tylko te szesnaście lat. To były niezapomniane czasy. Młodzi, szaleni,
wolni- nasze motto. Potem wszystko zaczęło się zmieniać. Nie zawsze na dobre,
niestety... Przyszła miłość. Kiedyś ktoś powiedział mi, że miłość powinna
uskrzydlać, a nie usidlać. Też tak sądziłam. Moja 'miłość' mnie usidlała. Nie
mogłam nic zrobić, bo zaraz było martwienie, narzekanie, normalnie czułam się
jak w więzieniu. Teraz czuję się podobnie i nie wiem, które usidlenie jest lepsze.
Z jednej strony wcześniej dalej byłam w pewnym sensie wolna. Nie wszyscy
wiedzieli, co robię. Teraz nawet najmniejszy szczegół z mojego zachowania
niesie się echem przez korytarze, sale, wędrując aż do gabinetów specjalistów.
Czuję, że podglądają mnie na każdym kroku. Nawet biorąc prysznic czuję się
nieswojo. Czy tak powinno być? Nie jestem pewna. To krępujące, a zarazem
dziwne. Tutaj panuje bardzo napięta atmosfera. Dopadła mnie ta rzeczywistość,
której tak bardzo się bałam. Dlatego odurzałam się narkotykami. Mój świat
musiał być kolorowy, inaczej nie mogłam sobie poradzić, tak jak w tej chwili.
To przytłaczające. Nawet jest gorzej. Kiedy byłam na wolności dało się temu
wszystkiemu jakoś podołać, a teraz? Rutyna. Zawsze powtarzaliśmy sobie ze
znajomymi tekst z jakiejś bajki. Brzmiał on chyba tak "Zróbmy coś
szalonego! Wyrwijmy się z tej rutyny!". Głupie słowa, zapewne z jakiejś
kreskówki, jednak tak prawdziwe. Nikt z nas nie lubi się nudzić. Pomyślcie
sobie, co ja muszę przeżywać. Mój dzień polega na wstaniu, wypiciu czegoś
ciepłego, pójściu na terapię i powrocie do pokoju. Można zwariować. Ale co ja
mam tutaj robić? Już czuję się zagubiona, co będzie dalej? Przewijam kartki
tego zeszytu, sprawdzając, co zapisałam moim koślawym i niezbyt czytelnym pismem.
Same bzdury. Paplanina, która jest bez sensu okazuje się być prawdą. Wszystko
co wychodzi pisane spod mojej ręki, to wspomnienia. Niektóre miłe, wywołujące
uśmiech, po kolejnym przeczytaniu, lecz nie wszystkie. Większość wyraża
tęsknotę... Tęsknotę do tego, co już było i prawdopodobnie nigdy może nie
powrócić. Aż żal serce ściska, myśląc o tym, że muszę to wszystko zostawić za
sobą. A to wszystko przez jedną imprezę w klubie. Wszyscy się śmiali, że jestem
dziwna, bo wolę domówki. Na nich byłam bezpieczna. Nikt z zewnątrz nie próbował
mi na siłę pomóc. Nie potrzebowałam czyjeś litości. Jestem silna, a
przynajmniej tak mi się wydaje. Nienawidziłam, kiedy mi ktoś współczuł. Nic się
nie zmieniło. Sama sobie świetnie radziłam. Matka zawsze mówiła mi, że jestem uparta,
nigdy nikogo nie słucham, no i jeszcze że jestem leniwa. Wiem to wszystko
doskonale, czy się tym przejmuję? Zdecydowanie nie. Ze wszystkimi tymi
stwierdzeniami miała niezaprzeczalną rację, podpisywałam się pod tymi i innymi
często niemiłymi słowami. Ona znała mnie na wylot, dlatego musiałam się od niej
uwolnić. Nastąpiło to szybciej niż myślałam. Oczywiście nie obyło się bez
różnego typu przestróg, zarzekania się, że jednak nigdzie nie mogę jechać. Było
to dla mnie niedorzeczne, bo wyjeżdżałam tylko do innego miasta, a nie innego
kraju. Zapomniałam wspomnieć, że wcześniej mieszkałam w wiosce, a moja matka
pochodzi z rodu najlepszych łowców w plemieniu. Wiem jak to brzmi, jak w jakimś
średniowieczu. Zdziwilibyście się. W czasach obecnych również mają miejsce
klany, plemiona, rody bardziej i mniej szanowane, między tymi wszystkimi
wymienionymi wcześniej toczy się zacięta walka. Między innymi od tego też chciałam
uciec. Kiedy byłam mała bawiły mnie te wszystkie sprzęty, noże, łuki, a nawet
maczugi. Niestety ja nie chciałam żyć jak w czasach odległych. Potrzebowałam
się z tego wyrwać. Przeżyć własne życie po swojemu. Chyba coś mi nie wyszło,
skoro podcięli mi skrzydła, zamykając mnie w ośrodku dla uzależnionych. Zawsze
powtarzam, że każdy musi sam za siebie przeżyć własne życie. Może właśnie mi to
wszystko było pisane? Wciąż pamiętam opowieści mojej matki o ciałach
niebieskich. Jako dziecko byłam tym zachwycona. Opowieści o przodkach i ich
dokonaniach, o moim ojcu, który oddał życie za mnie. Rodzice pochodzili z
innych plemion. Chyba zostałam poczęta w łódce, na rzece dzielącej te dwa
terytoria. Na samą myśl się uśmiechnęłam. To było głupie i niedorzeczne. Z
drugiej strony jest to możliwe. Nigdy nie pytałam o to mojej rodzicielki. Jak
stąd wyjdę, możliwe, że zahaczę o ten temat. Powinnam wiedzieć, chociaż znając
moją matkę, to najpierw spali buraka, spuści w dół głowę, a potem powie iż jest
to nieistotne. Napewno się tego od niej nie dowiem. Może babcia będzie coś
wiedziała... Postaram się to kiedyś zbadać. Wracając do wcześniejszych
przemyśleń. Podziwiałam mojego ojca. Musiał bardzo kochać swoją wybrankę.
Zapomniałam o drobnym szczególe. Zabił go brat mojego dziadka. Przecież nie
godziło się, by dwójka ludzi z innych klanów mogła się ze sobą spotykać, ależ
skąd! I jak tutaj się dziwić, że chciałam uciec? Przytłaczało mnie to wszystko.
Co jeśli jak matka, zakochałabym się w nieodpowiedniej osobie, a potem miałabym
użalać się nad tym, że zabito miłość mojego życia? Szczerz wątpię w to, że
wszyscy wyszliby z tej bitwy cało...
______________________________________________
Jeżeli ktoś dotrwał do końca, to jest pro! Ja bym chyba takich nudów nie przeczytała, ale musiałam, żeby sprawdzić błędy, możliwe, że nadal tam są, a więc proszę o poinformowanie mnie o ich ewentualnym wystąpieniu. Tak ogólnie to chyba właśnie będę dodawała te rozdziały mniej więcej co dwa tygodnie, bo tak to ta historia skończyłaby się po więcej niż dwóch miesiącach. Jak widać rozdziały są krótkie, ale nie zamierzam się rozpisywać, bo jeśli już te Was nużą, to co byłoby, gdybym dodała dłuższe? PROSZĘ O KOMENTARZE, NAWET TE NEGATYWNE, ALBO O JAKĄŚ jebaną KROPKĘ. Dziękuję za uwagę, pozdrawia ujarana feriami Lady Morfine <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz