15.06.2013

Rozdział 9

Tydzień dziewiąty.
Lepiej zejdź mi z drogi
Jutro będę lepsza, więc dziś muszę walczyć
Wiesz, wyjebane mam w to co myślisz i mówisz
Bo i tak będziemy rządzić tym całym miejscem.*

 Cholera. Dziewięć tygodni jestem w tym więzieniu. Dziewięć tygodni nie paliłam. Nic. Nawet papierosa. Hej! Jeszcze żyję. Dobre określenie- jeszcze. Co nie zmienia faktu, że "terapia" pod tytułem "bądź czystym, aż się wykończysz" działa. No może w małym stopniu. W końcu jestem na wykończeniu. Chyba moje poczucie humoru się wyostrzyło. Nawet po trawce nie śmiałam się tak mocno. Terapeutom nawet się to podoba, przecież nie chodzę smutna. Sądzę, że uśmiecham się, by nie zacząć płakać. Czasami mam wielką ochotę usiąść i zacząć szlochać, niczym małe dziecko, które nie dostanie upragnionej rzeczy od rodziców. Cofam się w rozwoju. Już wcześniej to dostrzegłam. Nie jest dobrze. Zaczynają się domyślać. Faszerują mnie jedzeniem, niedobrym zresztą. Nie tknęłabym tego nawet kijem, z odległości trzech metrów, a co dopiero widelcem lub łyżką. Nie ma mowy. To nie tak, że nie chcę jeść. Uwierzcie mi, chciałabym i to bardzo. Głównym powodem jest to, iż potrzebuję siły, aczkolwiek te posiłki, serwowane tutaj nie wyglądają i nie pachną zbyt dobrze. W mojej sytuacji nie powinnam wybrzydzać, ale nie potrafię nic na to poradzić. Oni myślą, że się odchudzam. Nie chcą, żebym popadła w anoreksję, o ile już w nią nie popadłam. Schudłam bardzo dużo. Moje wcześniejsze ubrania zlatują z mojego ciała przy każdym najmniejszym ruchu. Pamiętam, jak byłam młodsza i paliłam papierosy, bo sądziłam, że schudnę. A wszystko za sprawą mojej sąsiadki, która była chuda, a wraz z rzuceniem nałogu przytyła. Niestety mi to nie pomogło. Cóż, teraz osiągnęłam mój cel. Mogę być gruba, byleby nie takim chudnąć tak okropnym kosztem. Z każdą sekundą boje się coraz bardziej o moje życie. Nigdy nie bałam się śmierci, ani o niej nie myślałam. Przynajmniej tak sądzę. Takie myślenie było dla mnie absurdalne. Przecież o śmierci myśli się, będąc zazwyczaj w podeszłym wieku, chyba, że stwierdzono u ciebie śmiertelną chorobę. Ale wtedy jesteś na to tak czy inaczej przygotowany. A ja jestem jeszcze stosunkowo młoda. Czymże są w końcu dwadzieścia trzy lata? Ja teraz czuję się jak nastolatka, po raz kolejny. No dobra, może czułam się tak przed dziewięcioma tygodniami. Teraz trochę podupadłam, w ciągłym imprezowaniu. Tak. Nie brałam na okrągło, odkąd skończyłam szesnaście lat. Miałam nieco ponad rok przerwy. Dlaczego ponownie zaczęłam to robić? Hmm... Z tego samego powodu, dla którego zrobiłabym to teraz. Koszmary. Wszystko sprowadza się do nich. Rujnują mi życie. Wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby nie one. Czy inni ludzie też doświadczają takich rzeczy, czy to tylko ja jestem nienormalna? Wątpię w me istnienie, kiedy tu przebywam. Chcę powrócić do mojego dawnego, luzackiego stylu bycia, kiedy nic mnie nie obchodziło, praktycznie nie miałam zmartwień. Po prostu żyłam beztrosko. Dlaczego nie jest mi dane cieszyć się ludzką egzystencją? Straciłam całe dzieciństwo, jakby nie patrzeć. Już dosyć narzekania na matkę. Zostawię tę biedną kobietę w spokoju. I tak jej nie toleruję. Zawsze mnie przestrzegała przed różnymi wpadkami, a sama wpadła z moim ojcem, czego doskonałym dowodem jestem ja. Jak to leciało? "Przyganiał kocioł garnkowi, a sam smoli"? W jej przypadku, to ten kocioł już się spalił, jakieś ponad dwadzieścia lat temu. Ciekawe, czy ona też za nim tęskni... Może miała go gdzieś, tylko po prostu chciała się zabawić, a wyszło z tego no cóż... ja. Tego chyba nie przewidziała. Przepraszam, że nie przepraszam. Ma nauczkę. Tak, nie mogę się powstrzymać od uwag na jej temat, ale to jest uzasadnione. Bynajmniej dla mnie. Jeżeli jeszcze sobie tego nie uzmysłowiliście przez dziewięć tygodni, to bardzo mi przykro, a właściwie to nie. Nie zależy mi. Już nie. Codzienne, teraz już kilkugodzinne, nie wiem dokładnie ilu, sesje terapeutyczne nie dają zbyt wiele. Ale czy kiedykolwiek dawały? No właśnie. Każdy z nas zna odpowiedź na to jakże banalne pytanie. Tutaj nie ma co się zastanawiać.Odnośnie zastanawiania. Podczas trwania tych jakże pomocnych spotkań z psychologiem kazano mi coś napisać. Kobieta podała mi długopis oraz czystą kartkę. Nie w linię czy kratkę. Czystą, jak z zeszytu do geometrii. Co mi szkodziło choć raz wykonać jej polecenie? Zapisywałam to, co powoli mi dyktowała. Te zdania nie miały dla mnie najmniejszego sensu, ale być może dla lekarza miały. Czynność tą kazała mi powtarzać przez trzy następne dni. Dzisiaj jak sądzę, po raz ostatni. Pragnęłam dowiedzieć się o co chodzi. Zaraz po tym, jak opuściłam gabinet moja doktor prowadząca, zawołała do niego kilku innych znajomych "po fachu". Kiedy upewniłam się, że nikt nie zdoła mnie zauważyć, podeszłam bliżej drzwi, z nadzieją dowiedzenia się czegoś. Dostałam to, czego chciałam, aczkolwiek po usłyszeniu, jak dla mnie absurdalnej prawdy żałowałam mojego podsłuchiwania. Te słowa wciąż chodzą po mojej głowie: "Ona jest chora psychicznie"; "Dlaczego tak sądzisz?"; "Spójrz na jej pismo. Pamiętasz nasze wykłady na studiach? Ta kartka jest czysta, bez jakiejkolwiek linii czy kratki, mimo to, jej pismo utrzymuje się, jakby pisane od linijki. Litery są równe i wymiarowe. To niemożliwe. Ostrzegali nas przed tym na studiach. Nie wiem co jej jest, ale to rzuca promień światła na sprawę." Ledwo usłyszałam te słowa i puściłam się biegiem w dół korytarza, do mojego pokoju. To nie może być prawda! Chce mi się krzyczeć, ale nie mogę dać po sobie poznać, że wiem o czymkolwiek. Muszę zachowywać się normalnie, tak jak do tej pory. Kogo ja oszukuję? Oni wysnuli na mój temat błędne wnioski. Nie zdziwię się, gdy przyjdą po mnie z kaftanem bezpieczeństwa. Sen mógłby być teraz znakomitym ukojeniem, nawet mimo tych koszmarnych rzeczy, które się wtedy dzieją. Nie mogę zasnąć, wtedy mogliby mnie łatwiej złapać, na co nie pozwolę. Nigdy. Głupia ja. Powinnam była się domyślić. Jak mogłam do tego dopuścić? Nigdy nie współpracowałam i było dobrze. Teraz, kiedy chciałam pomocy, zostałam wciągnięta w jakiś chory przekręt. Myślałam, że osiągnęłam już dostateczny poziom strachu. Czuję się obłąkana i przerażona. Co jeśli oni mają rację? Muszę być czujna, na wypadek, gdyby tu szli. Nie mogą zauważyć, że piszę w notesie. Byłoby po mnie. Skrywam tutaj zbyt cenne rzeczy, jak moje życie, by mogli to przeczytać. Nikt nie ma prawa, by to zrobić. Nie ufam im. Wzięli mnie podstępem, kto wie, do czego jeszcze mogą być zdolni. I jak ja miałam się otworzyć, kiedy wszystkie działania tutaj są podejmowane przeciwko mnie? Zdecydowałam. Zapomniałam o tym napisać, ale... Wojownicy chyba doprowadzili mnie do celu. Zeszłej nocy ledwo uszłam z życiem. To było głównym powodem, dla którego starałam się powiedzieć coś pani psycholog. Byłam niemal pewna, że ona mi pomoże. Zamiast tego, jedynie wkopałam się w większe bagno. Wracając... Wojownicy nie zabili mnie. Zaprowadzili mnie do miejsca, które wyglądało, jak arena. Wielka, zamknięta przestrzeń, taka, jaką nieraz oglądamy na starożytnych filmach z gladiatorami w rolach głównych. Sęk w tym, ja nie jestem jedną z nich. Jestem kobietą, w dodatku mizerną, jakby nie patrzeć może te dwa miesiące wcześniej dałabym radę. Ale nie teraz. Było cicho. Przelękłam się nie na żart, kiedy usłyszałam, jak ktoś gra na trąbie myśliwskiej. Stało1150 się to jeszcze straszniejsze, gdy uświadomiłam sobie, że doskonale znam tą melodię. To był hymn. Co gorsza, hymn moich odwiecznych wrogów. Hymn... plemienia mojego ojca. Nigdy nie widziałam go na własne oczy, ale podobno miałam taki sam kolor włosów i oczu, jak on. W sumie moje rysy były niemal identyczne, jak jego, tyle, że moje były bardziej delikatne. Melodia ustała, gdy dobiegła końca. Wtem, kilkanaście metrów przede mną, znikąd, stanął ON. Czułam to. Nie dało się tego wyjaśnić, ale czułam tą więź. Przez chwilę byłam niemal pewna, że chciał jedynie mnie spotkać. Moje myśli zostały rozwiane, gdy w moją stronę poleciała rękawica. Chyba wiemy, co to oznacza. Jedno słowo- wojna. Tylko jak tutaj walczyć z własnym ojcem? Czy ojciec nie powinien bronić własnych dzieci, zamiast wyzywać ich do walki? Wspominałam, iż moja rodzina jest dziwna? Wtedy dopiero uświadomiłam sobie, jak bardzo. Jakim cudem jeszcze daję radę, by pisać? Nie podniosłam rękawicy i dlatego oszczędziłam życie? Kimże bym była, gdybym odmówiła rywalizacji, zwłaszcza własnemu ojcu? I tak uważam go za tchórza. W końcu mógłby się chociaż odezwać do córki. Przez tyle lat bawił się ze mną w kotka i myszkę, żeby rzucić mi w twarz rękawicą? Jestem rozczarowana. Niby udawałam twardą, ale tak naprawdę nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo się bałam. Gdybym dalej grała chojraka, to pewnie nie dowiedzieliby się o tym, że jestem psychiczna, w co w dalszym ciągu nie wierzę i nie zgadzam się z tą teorią. Postanowiłam więc stchórzyć, tak jak zrobił to mój już nieżyjący ojciec. Cóż, mamy te same geny, no nie? Postanowiłam sprawdzić, czy moja odporność nadal działa. Wcześniej, gdy zostałam zaatakowana, to się budziłam. Wojowników teraz nie było, więc nie mogli zrobić tego za mnie. Wiem, że jeśli nie podjęłabym się jakiejkolwiek próby ucieczki, to albo bym zwyciężyła, albo zginęła na miejscu. Nie, żebym w siebie nie wierzyła, ale musiałam się mentalnie przygotować do pojedynku, a on wiedział, że nie zdołam mu uciec. Wyciągnęłam zza paska spodni mój nóż i bez namysłu dźgnęłam się nim w lewy obojczyk. Nie powinien być on mi potrzebny podczas odroczonej walki. Podziałało. Obudziłam się na moim łóżku, zwijając się z bólu, ale jednocześnie byłam zadowolona, z takiego obrotu sprawy. Wydarzenia dzisiejszego dnia zostały już wyjaśnione. Teraz zamierzam przygotować się do sny, czyli pojedynku. Jeśli dam radę, bez skrupułów zabiję własnego ojca. Chociażby za to, co robił mi każdej nocy. Jeśli mi się uda i wcześniej nie schwytają mnie moi lekarze, napiszę jutro. Potraktujmy to, jak zwykłą drzemkę. Dobranoc, śpij słodko. Nie daj się ugryźć snom, pamiętasz?
__________________________________
*Tekst został minimalnie zmieniony, na potrzeby tego opowiadania.
Tak, to już ostatni rozdział. Został jedynie epilog. Mam nadzieję, że gdy to opowiadanie się skończy, to może zacznie cieszyć się choćby małą popularnością. Póki co i tak dziękuję, za wszystkie miłe słowa.
Jeżeli nie napiszę epilogu przed rozpoczęciem wakacji, to od razu życzę Wam, by były udane (:
Pozdrawiam~Lady Morfine <3
Twitter: ladymorfinepl
Ask: http://ask.fm/coffeeandcigarettebitch
Tumblr: http://coffeeandcigarettebitches.tumblr.com/
Gadu: 4381663

1 komentarz:

  1. przepraszam, ze dopiero teraz.
    Rozdział jaknajbardziej ciekawy i cudowny.
    pisz szybko nowy

    ZAPRASZAM DO SIEBIE NA NOWY ROZDZIAŁ.;)
    http://in-my-mind-i-cry-for-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń